Dziś co nieco o dziejach kolei na ziemiach polskich a dokładniej na przykładzie dolnośląskiej Świdnicy. Miasto ma niespełna 58 tys. mieszkańców, leży na Przedgórzu Sudeckim. Choć może się poszczycić zgoła innymi walorami kulturowymi tj. jedną z najlepiej zachowanych starówek na Śląsku czy Kościołem Pokoju, wpisanym na światową listę dziedzictwa UNESCO, to jednak dziś poświęcam niewielki wpis kolejarskiej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości tutejszej stacji. Kolej w Świdnicy wybrałem nieprzypadkowo.
Pociągi retro w Świdnicy pojawiają się od czasu do czasu. Nic w tym dziwnego skoro w sąsiedniej Jaworzynie Śląskiej, znajduje się skansen kolejowy. Stare składy, złożone z parowozu i kilku wagonów z epoki, można spotkać na tutejszym odcinku tzw. magistrali podsudeckiej z wielu okazji. Głównie imprez organizowanych przez muzeum lub przez miłośników kolei, czasem jako atrakcja turystyczna w sezonie wakacyjnym.

Dworzec kolejowy w Świdnicy z 1905 roku. Na uwagę zasługuje duży ryzalit (fragment budynku gdzie jest główne wejście, wysunięty przed lico całej bryły) wraz z attyką.

Budynek dworca widziany od strony peronów.

To już nie Świdnica lecz nieodległy Strzegom (choć nadal ta sama linia kolejowa). Jest to jeden ze starszych budynków dworcowych na Śląsku i jest niemal identyczny ze świdnickim, istniejącym w latach 1855-1905. Warto wiedzieć, że to pierwotna koncepcja architektury dworcowej dla okolicznych szlaków żelaznych. A więc niskie budynki o konstrukcji ryglowej z odeskowaniem ścian, kiedyś liczniej występujących na Dolnym Śląsku.
Kolej w Świdnicy – trudna historia
Miasto leży przy ww. magistrali podsudeckiej, która stanowi żelazny kręgosłup przedgórza Sudetów. Dziś, budowana etapami linia, w latach 1844-1876, połączyła takie istotne, pruskie ośrodki gospodarcze jak Legnicę, Jawor, Świdnicę, Ząbkowice, Nysę czy Kędzierzyn-Koźle. Wtedy też pojawiła się kolej w Świdnicy.
W przypadku Świdnicy pierwsza kolej żelazna wydatnie pominęła miasto. Już w 1843 roku w pobliskiej Jaworzynie (9 km) pojawiły się pierwsze pociągi Towarzystwa Kolei Wrocławsko-Świebodzkiej (na odcinku zasadnym dla nazwy spółki). Połączyły stolicę regionu z bogatym w surowce, rejonem Gór Wałbrzyskich. Prężna i bogata wówczas Świdnica nie mogła liczyć niestety na swoją stację. Dlaczego?
Kolei żelaznej w połowie XIX wieku obawiały się przede wszystkim dowództwa armijne. Sugerując, że ów wynalazek może znacznie ułatwić uderzenie przeciwnika. Na to pruski sztab wojenny nie mógł sobie pozwolić, w sytuacji, gdy ówczesna Świdnica była miastem garnizonowym (miastem-twierdzą). W dodatku zamkniętym w szczelnych kleszczach zabudowy fortecznej (dziś wokół miasta prawie nie ma po niej śladów). Oczywiście prywatni udziałowcy dla zwiększenia przewozów (a co za tym idzie zysków – pierwsze sieci kolejowe w końcu budował kapitał prywatny) a także co przedsiębiorczy mieszczanie, wręcz żądali by kolej dotarła jak najbliżej miasta. W przypadku Świdnicy to parcie było na tyle duże, że do miasta doprowadzono tor od stacji jaworzyńskiej już zaledwie rok później (1844). I tak oficjalnie wjeżdża pierwszy pociąg do miasta. Zaraz, czy aby na pewno do miasta?
Pociągi retro w Świdnicy – garść zdjęć

Wracamy do Świdnicy. Po tutejszej stacji akuratnie manewruje parowóz Tkt48, podstawa lokalnego taboru lokomotywowego w Polsce w latach PRL.




Skład retro wyjeżdża ze świdnickiej stacji w kierunku kolejnego powiatowego miasta – Dzierżoniowa.

Para buch, koła w ruch!

Tu manewruje inny typ polskiego parowozu – Pt47. Widać na zdjęciu przejazd kolejowy w ciągu drogi nr 379 Świdnica – Wałbrzych, wraz z zabytkową, poniemiecką nastawnią. W tle Wielka Sowa – najwyższy szczyt Gór Sowich.

To już zupełnie inna miejscówka. Gdy zrobiłem to zdjęcie, stałem na terenie lokomotywowni w Jaworzynie Śląskiej (tor po środku prowadzi na jej teren). Pociąg retro właśnie pędzi do Świdnicy a w tle jaworzyńska stacja. Pierwotnie linia Wrocław-Świebodzice z 1843, z biegiem lat przedłużona do Zgorzelca przez Wałbrzych i Jelenią Górę.
Dalsze dzieje świdnickiego węzła
Pierwszą kolejową stację świdnicką wybudowano poza obrębem miasta, tj. poza linią miejskich fortyfikacji. Było to mniej więcej u zbiegu współczesnych ulic Łukasińskiego i Kanonierskiej. Przez kolejne dekady w tej okolicy wyrosły liczne kamienice. Lecz w czasach gdy funkcjonowała tutaj stacja końcowa (1844-55) były tu niemal same pola. Sama stacja od początku była obliczona na rychłą przebudowę bądź rozbiórkę ze względu na plany przedłużenia jej w kierunku Dzierżoniowa i dalej. Stąd np. brak solidnego budynku dworcowego. Mimo upływu lat ślad po pierwotnej trasie dla bystrzaka jest widoczny do dziś.
Prężnemu kapitałowi oraz wizjonerskim władzom miasta i powiatu (Landkreis), które się dopatrywały wielkiej szansy gospodarczo-cywilizacyjnej, w nowym wynalazku, jakim była kolej żelazna, nadal to nie wystarczało. Niebawem władze pruskie zezwoliły na przedłużenie linii w kierunku Dzierżoniowa i Ząbkowic. Nowej trasy nie wytyczono wokół miasta a w zasadzie przerzucono przez nie. Oczywiście pruskie władze wojskowe nadal nie ustępowały. Zezwoliły na budowę kolei pod jednym warunkiem – że na obu końcach trasy tj. po obu stronach miasta, powstaną duże estakady, by w razie potrzeby (ataku wroga na garnizon) móc je szybko wysadzić. Wartością dodaną miało być 'oczyszczenie’ przedpola, tak by wróg nie mógł oprzeć swego ataku o wysoki nasyp kolejowy.
Po południowej stronie miasta powstał wiadukt o długości 350 metrów (20 przęseł), zaś na północy – aż 600 metrów (34 przęsła). Jak na owe czasy obie estakady były dość spektakularne, mimo, że swoje istnienie zawdzięczały wyłącznie pobudkom wojskowym a nie w żadnej mierze miejscowym uwarunkowaniom terenowym. Świdnica bowiem leży na terenie płaskim, jeszcze przed linią pierwszego pasma górskiego (w tym przypadku przed Górami Sowimi i Wałbrzyskimi). By zapewnić większe możliwości szybszej destrukcji estakad (tudzież ich późniejszej odbudowy) specjalnie zrezygnowano z budowy kamiennych, łukowych estakad, tak charakterystycznych dla podgórskich kolei Śląska, na rzecz ażurowych, żelaznych przęseł, wspartych przez kamienne filary.
Kolej na trwałe wpisuje się w lokalny pejzaż
Tak wyglądały oba świdnickie wiadukty, otwarte do użytku, wraz z przedłużoną linią kolejową do Dzierżoniowa, 24.11.1855. Szereg zalet płynących z takowej charakterystyki trasy oraz obiektów inżynieryjnych nigdy nie zostało w praktyce sprawdzone. Po prostu miasto nigdy potem nie zostało najechane w wyniku konfliktu.
W momencie, gdy Świdnica utraciła status miasta-twierdzy, zbędnym stało się też istnienie owych estakad. Z biegiem dekad miejskie fortyfikacje zostały rozebrane a uzyskany teren przeznaczony pod zabudowę miejską. Z kolei podczas przebudowy linii kolejowej Jaworzyna-Świdnica-Ząbkowice-Kamieniec (1905-10) obie estakady zastąpiono wysokimi nasypami. Podobną historię co do trudności 'dotarcia’ kolei żelaznej do miast, odnajdziemy na tej samej linii. Dokładniej w przypadku innych, niegdysiejszych miast-twierdz – Nysy i Koźla (dziś Kędzierzyn-Koźle). Jednak w obu przypadkach nie było budowanych takich obiektów jak w Świdnicy.
Kolej w Świdnicy nieco podupadła po 1989 roku. Dziś z tego dolnośląskiego miasta można odjechać szynobusem Kolei Dolnośląskich m.in. do Wrocławia, Dzierżoniowa, Legnicy i Kłodzka. Oprócz głównej linii z czasem odgałęziono z tutejszej stacji trasy do Wrocławia przez Sobótkę (1898) oraz kurortowej Jedliny-Zdrój (1904). Obie boczne linie na dzień dzisiejszy są nieaktywne w planowym ruchu osobowym a trochę szkoda. To na takich zapomnianych szlakach chętnie bym widział parowozowe składy retro, pełne turystów zmierzających do okolicznych atrakcji. A tych przecież niemało w okolicy. Świetnie zachowana starówka świdnicka, Góra Ślęża, malownicza dolina Bystrzycy, ostro rozcinająca grzbiety Gór Sowich oraz Wałbrzyskich czy zameczek w Sobótce oraz zamek i zalew w Zagórzu Śląskim.

Typowy obrazek dla dolnośląskich linii kolejowych. Warto zwrócić uwagę na starą linię elektryczną (a pierwotnie także telegraficzną), będącą do dziś w częściowym użytku. Widać miejsce na drugi tor szlakowy. Ten zniknął w wielu miejscach Dolnego Śląska w 1945 roku, gdy Rosjanie masowo demontowali koleje na tzw. Ziemiach Odzyskanych, w ramach 'łupu wojennego’.
Dodaj komentarz