Ząbkowice Śląskie – miasto Frankensteina

Ząbkowice Śląskie to małe miasto powiatowe na Dolnym Śląsku, liczące 16 tys. mieszkańców. Leżące na Przedgórzu Sudeckim, przy historycznej szosie Wrocław – Praga oraz, kiedyś magistralnej, linii kolejowej Katowice-Nysa-Świdnica-Legnica. Miasto zostało założone w XIII wieku (oficjalne dokumenty, w których pojawia się wzmianka o nim pochodzą z 1287 roku). Zostało założone przez kolonistów z nadreńskiej Frankonii, sprowadzonych tu przez wrocławskiego księcia, piasta Henryka Pobożnego i jego potomków. Nic zatem w tym dziwnego, że miasteczko do 1945 roku, nosiło germańską nazwę Frankenstein – co w wolnym tłumaczeniu oznacza Frankoński Kamień. Miasteczko słynie ze swej krzywej wieży, choć dziś chciałbym opowiedzieć o zupełnie inne historii.

Jak to z Frankensteinem było

Pod nazwą Frankenstein, kojarzymy dziś średnio sympatycznego bohatera powieści z 1818 roku, Frankenstein, czyli nowy Prometeusz, autorstwa angielskiej pisarki Mary Wollstonecraft Shelley, czasem uważanej za prekursorkę nurtu science-fiction. Bohaterem był tu potwór, zszyty z członków ciał innych zmarłych a następnie wskrzeszony do życia przy pomocy wyładowania elektrycznego. Za wszystkim tym miał stać pewien szalony doktor, opętany manią poszukiwania sposobu na wieczne życie. Warto dodać, że to w rzeczywistości nie potworek się tak nazywał – w powieści jest to nazwisko owego doktora. Być może ta nazwa nie wzięła się przypadkowo.

Niektórzy twierdzą, że autorka inspirację zaczerpnęła z realnej postaci, niejakiego Johanna Konrada Dippela – niemieckiego alchemika i filozofa, żyjącego na przełomie XVII/XVIII wieku. Wiadomo, że Dippel również poszukiwał sposobu na nieśmiertelność, eksperymentując na ludzkich zwłokach, przechowywanych w wielkich słojach. Po odkryciu tych praktyk, został skutecznie przepędzony przez miejscową ludność ze swej posiadłości, czyli z zamku w… Frankenstein. Nie chodzi tu jednak o dolnośląskie miasteczko a o posiadłość nieopodal Darmstadt, w dzisiejszej niemieckiej Hesji. Ale istnieje inna wersja, która wiążę tą nazwę z dolnośląską senną mieściną. Tu także niektórzy nie próżnowali w dziwnych praktykach.

Afera grabarzy

Miało to miejsce podczas zarazy dżumy. W 1606 roku ta śmiertelna wtedy choroba zabrała ze sobą ponad 2 tysiące mieszkańców dolnośląskiego miasteczka. Jakiś czas później o wywołanie epidemii oskarżono miejscowych grabarzy (w sumie przed sąd postawiono kilkanaście osób). Nikomu nie było do śmiechu, chociażby w dniu rewizji domu jednego z nich. Okazało się, że celem dorobienia do marnej kościelnej pensji, preparowali oni trucizny z ludzkich zwłok. W gospodarstwie jednego z nich wówczas znaleziono różne ilości „komponentów” do ich produkcji – w tym fragmenty zwłok i ludzkie płody. Mieli się także trudnić m.in. grabieżą miejsc pochówku. Sprawa ostatecznie zakończyła się wyrokami śmierci, zaś miasteczko od tej pory zaczęło się kojarzyć z ponurą zbrodnią.

Choć nie bardzo mamy tu do czynienia dosłownie z jakąś piekielną kreaturą – to jednak legenda zaczęła z biegiem czasu żyć własnym życiem. Najpierw w podaniach miejscowej ludności i dość przerażających kazaniach, tutejszego, ówczesnego proboszcza Samuela Heinittza, by po przeszło trzech wiekach wylądować w oficjalnych broszurach historyczno – krajoznawczych. Jeszcze w 1947 roku, Władysław Grabski, w pracy 200 miast wróciło do Polski pisał pół serio: W 1606 r. żył w Ząbkowicach pewien potwór w ludzkim ciele, zwany Diabelskim Łowcą (…), który ohydnymi praktykami zgładził ze świata 2000 ludzi, jak podają kronikarze, i broił niegodziwie, póki nie tknęła go ręka sprawiedliwości Bożej.

Nie jest pewnym czy ta właśnie historia mogła posłużyć Mary Shelley za bazę do jej powieści. Mogło tak się stać za pośrednictwem jednego z jej towarzyszy podróży, niejakiego Włocha Johna Polidori – podróżnika, miłośnika wampiryzmu i zjawisk paranormalnych, który znał sprawę ząbkowicką, odbywszy wyprawę na pruski wtedy Śląsk. Sama autorka nigdy na Śląsku nie była.

Miasto Frankenstaina – nie takie straszne

Dziś Ząbkowice Śląskie to nieco ciche miasteczko, na szczęście nie zniszczone przez ostatnią wojnę światową, tak jak wiele innych w regionie. Stąd możemy podziwiać tu masę nieszablonowych zabytków.

Najbardziej znanym obiektem Ząbkowic jest Krzywa Wieża, o którą spory do dziś toczą historycy. Nie wiadomo dokładnie kiedy i po co ona powstała – jest to prawdopodobnie pozostałość po pierwszym zamku albo baszty miejskiej, którą z biegiem czasu zaadaptowano na kościelną dzwonnicę. Dodatkowo w XIX wieku zamontowano na niej zegar i podwyższono o wyprostowane piętro.

Nie wiadomo też dlaczego wieża się przekrzywiła. Krzywizna jest widoczna bo liczy sobie ponad dwa metry od pionu. Wieży przekrzywia się powoli od ponad czterech stuleci. Jedni twierdzą, że to zasługa podmokłego terenu na którym powstała, inni zaś, że krzywizna powstała w wyniku niemałego trzęsienia ziemi, które zanotowano na Śląsku ok. 1600 roku. Ząbkowicka wieża ma odchył dwa razy mniejszy niż najsłynniejsza wieża świata – we włoskiej Pizie – a jednocześnie niewiele więcej od innej polskiej krzywej wieży (Toruń, ok. 1,5 m).

Kolejnym obiektem który trzeba zobaczyć jest ciekawy, neogotycki ratusz z lat 1862 – 65, z niezwykle strzelistą wieżą, jedną z największych w Europie (72 m). W mieście znajdziemy także ruiny zamku po Piastach Ziębickich, następnie rozbudowanego w renesansową posiadłość, przez czeskich Podiebradów, do których miasto należało w XV i XVI wieku. Od czasów wojny trzydziestoletniej (atak z 1646 roku) zamek powoli zamieniał się w ruinę. W mieście należy zwrócić uwagę także na kilka kościołów w tym gotycką farę p.w. św. Anny z XV wieku oraz d. kościół cmentarny p.w. św. Mikołaja, wybudowany w XVIII w., w miejscu starszej w której działali wcześniej opisani grabarze. Całość starego miasta jest opasana średniowiecznymi murami obronnymi.

Ząbkowice Śląskie – poniemieckie miasteczko pełne zabytków

(kliknij by powiększyć zdjęcie)

Podstawową dominantą pejzażu miejskiego jest ratusz ze swą neogotycką wieżą. Akurat w Ząbkowicach byłem w okolicy świąt Bożego Narodzenia, stąd różne świąteczne elementy wystroju Rynku.

W jednej z uliczek odchodzących od Rynku mamy ją – Krzywą Wieżę. Jak widać nie cała wieża jest przechylona – to efekt jej nadbudowy z XIX w., kiedy dołożono prosty fragment wraz z nowym dachem z attyką, stąd dość groteskowy jej kształt.

Rynek w miasteczku.

Nie omieszkałem także poczynienia zdjęcia pod Słońce.

Tuż za krzywą wieżą stoi gotycki kościół farny p.w. Anny z początku XIV wieku.

Bezpośrednio w sąsiedztwie kościoła stoi formalnie najstarsza kamienica miasta – z 1504 roku, nie zniszczona przez późniejsze pożary miejscowości. Pierwotnie była własnością niejakiego rycerza Kauffunga a dziś mieści się tu muzeum (Izba Pamiątek Regionalnych).

Kościół p.w. św. Jadwigi, barokowy, poświęcony w 1756 roku.

Ul. Kłodzka. Po lewej dawna XIV-wieczna katolicka kaplica szpitalna, obecnie cerkiew św. Jerzego dla mieszkańców przesiedlonych na Dolny Śląsk z Kresów Wschodnich po 1945 roku.

Ul. Kłodzka – historyczny trakt Wrocław-Praga – przechodzi przez jeden z najstarszych mostów na Śląsku – kamienny, z poł. XVI w., częściowo rozbudowany w XIX w. Na moście widać figurę św. Jana Nepomucena.

Ząbkowicki zamek – czy raczej jego dostojne ruiny – znajdują się w sąsiedztwie drogi krajowej nr 8 i jest widoczny z niej ale raczej w sezonie zimowym – gdy nie ma liści na drzewach w okalającym go parku. Spalony przez wojska szwedzkie w XVII wieku jest powoli restaurowany przez współczesne pokolenia.

Widok od strony centrum miasta. Baszta w południowo – wschodnim narożu oraz wieża są jedynym miejscem gdzie zrekonstruowano wnętrza.

Od strony zachodniej w zamku brakuje pokaźnej części murów.

Dziedziniec zamku.

Spaceruję dalej po Ząbkowicach. XIX-wieczna szkoła gospodarstwa domowego z dobudowaną kaplicą, dziś ośrodek szkolno-wychowawczy.

Kościół podominikański p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego.

Kilka kroków dalej następna świątynia. Kościół p.w. św. Józefa Robotnika z 1850 roku, będący częścią klasztoru OO. Bonifratrów.

XIV-wieczne mury miejskie, tutaj wzdłuż ul. Sienkiewicza oraz park utworzony w miejscu dawnej fosy. W głębi po lewej widoczna znakomicie zachowana Baszta Gołębia sprzed pięciu stuleci.

Zabudowa miasteczka z XIX/XX wieku. Na rogu okazały gmach pruskiej poczty królewskiej (1886) a po lewej pomnik Poległym za Ojczyznę (1983).

Jednym z ważniejszych zabytków miasteczka to XVI-wieczny cmentarz parafialny na którym znajdziemy liczne, pruskie nagrobki a także barokowy kościół cmentarny z 1728 roku (obecnie polskokatolicki p.w. św. Mikołaja). Pośrednio łączy się z naszą dzisiejszą historią, gdyż tutaj, w nieistniejącej kaplicy, grabarze wstępnie oporządzali nieboszczyków.

Inskrypcje w języku niemieckim na licznych grobowcach, krzyżach i monumentach przypominają nam do kogo ów region należał przez pokolenia. Na zdjęciu pomnik poległych w wojnie prusko-austriackiej w 1866 roku.

Nie byłbym sobą gdybym nie wyszedł za miasto. Trzeba dbać o formę i robić trochę kilometrów.

Widok ogólny na Ząbkowice Śląskie z okolicznych wzgórz. Nad całością widać jak dominuje wieża ratuszowa widziana z wielu kilometrów Niziny Śląskiej oraz z pasm Sudetów.

Ostatni znaczący obiekt na którym zazwyczaj zaczynam lub kończę wyjazd – dworzec kolejowy. Pierwszy pociąg nadjechał do Ząbkowic w 1858 roku. Wydarzenie choć doniosłe, było przyćmione straszną tragedią. Kilka dni wcześniej miasto doświadczyło ostatniego wielkiego pożaru, w którym spłonęło 3/4 zabudowy.
W czasach niemieckich oraz w PRL była to jedna z najważniejszych linii kolejowych w regionie, jeździły tędy nawet pociągi międzynarodowe. Dziś docierają to nieliczne pociągi lokalne z Kłodzka czy Świdnicy oraz dalekobieżny Kraków – Jelenia Góra.

Poniżej garść własnych fotografii wieczornych.


Nie wszystkie miasta Dolnego Śląska przetrwały II Wojnę. Tutaj o mojej wizycie w Strzelinie:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.